Wyobraź sobie, że właśnie wbiłeś na Facebooka, rozsiadasz się wygodnie i scrollujesz tablicę. Nagle wyskakuje reklama, która krzyczy: „Polub naszą stronę, a dostaniesz świetny content i jeszcze lepsze oferty!” Brzmi super, prawda? Ale zaraz… czy faktycznie warto pompować kasę w kampanie na polubienia? W tym tekście wbijam głębiej w temat, rzucę garścią konkretów i wynikami z sieci. A przy okazji wyjaśnię, czy takie polubienia realnie przekładają się na jakąkolwiek sprzedaż.
Według raportu NapoleonCat z 2022 roku, ponad 17 milionów Polaków korzysta z Facebooka przynajmniej raz w miesiącu. Mamy zatem niemały tort, z którego można odkroić kawałek w postaci nowych fanów. Ale czy samo „kliknięcie” w przycisk Lubię to faktycznie jest miarodajnym wyznacznikiem sukcesu? Jeśli fani tylko polubili stronę i przestali później reagować na posty, to – mówiąc wprost – jest to grono widzów z pilotem w ręku, którzy ściszają dźwięk przy reklamie. Niby oglądają, ale tak naprawdę są myślami zupełnie gdzie indziej.
Nie sposób zaprzeczyć, że większa liczba fanów potrafi robić wrażenie. W końcu nikt nie chce być „tym” fanpejdżem z kilkoma lajkami. Jednak Facebook i jego algorytm od lat grają w swoją własną grę, w której nie tylko liczba fanów, ale ich zaangażowanie i interakcje mają olbrzymie znaczenie. Jeśli publikujesz ciekawe posty, regularnie odpisujesz na komentarze i tworzysz treści, którymi użytkownicy chcą się dzielić, rosną szanse, że polubienia będą czymś więcej niż tylko papierowym tygrysem.
Bywają firmy, dla których istotne jest zbudowanie szerokiej społeczności wokół marki – na przykład startupy wchodzące na rynek lub twórcy, którzy dopiero startują z rozpoznawalnością. Kampanie na polubienia potrafią wtedy zwiększyć zasięgi i „przyciągnąć do ogniska” ludzi, którzy mogą w przyszłości zostać realnymi klientami. Głośno się też mówi o tym, że duża liczba polubień daje efekt „społecznego dowodu słuszności” (tzw. social proof). Sam wiesz, że gdy widzisz markę z tysiącami fanów, od razu rośnie pewne zaufanie.
Według danych Hootsuite, kiedy liczba zaangażowanych fanów wzrasta, przeciętnie rośnie także częstotliwość interakcji z postami nawet o kilkadziesiąt procent. Jednak nie wolno zapominać, że sama liczba polubień niczego nie gwarantuje. Potrzebne jest jeszcze ogarnięte zaplecze – od interesujących treści, przez sprawny remarketing, aż po dobrze zaplanowane kampanie produktowe czy wizerunkowe.
Czasem kampania na polubienia przypomina kupowanie goździków w nadziei, że ktoś je potem wąchnie i powie: „Wow, jaki wspaniały zapach!” Możesz postawić na reklamę, zebrać sporo polubień, ale jeśli nie będziesz systematycznie dbać o ludzi, którzy już Cię polubili, i nie zaproponujesz im nic ciekawego, to niewiele z tego wyniknie. Nikt nie chciałby stać się „martwym fanpejdżem”, który tylko udaje, że żyje.
Kolejną kwestią jest niska jakość polubień. Zdarza się, że w pogoni za jak najniższym kosztem kliknięcia kampania dociera do osób totalnie niezainteresowanych Twoją marką. To może być miłe dla oka, bo rośnie licznik lajków, ale realnie niewiele wnosisz do biznesu. Z danych Social Media Examiner wynika, że jeśli targetowanie nie jest zrobione z głową, nawet 70% nowych fanów nie wejdzie już potem w żadną interakcję z Twoimi postami. Dlatego kluczem jest nie tylko liczba, ale i jakość pozyskanych fanów.
Zdarza się, że o wiele lepiej jest rzucić hajs w kampanie nastawione na konwersję lub na konkretną akcję (np. zakup w sklepie, wypełnienie formularza, zapis na newsletter). Wtedy dopiero widać, czy wydane pieniądze przekładają się na realne efekty. Możesz też iść w content marketing: stawiać na wartościowe wpisy, poradniki, webinary, a nawet luźne live’y na Facebooku. Takie działania budują nie tylko zasięgi, ale i społeczność zaangażowaną, która rzeczywiście wchodzi z Tobą w interakcję.
Przykładem jest strategia Starbucks, który prowadzi rozbudowane kampanie contentowe i – choć ma miliony obserwujących – to stawia na interakcje poprzez quizy, zabawne posty i specjalne oferty dla fanów. W ten sposób łączą masowość z realnym zaangażowaniem, co potem przekłada się na wysoką sprzedaż offline i online. Jak to stwierdził sam Mark Zuckerberg: „The biggest risk is not taking any risk.” Czyli jeśli chcesz się rozwijać, musisz eksperymentować, ale warto robić to z głową.
Zanim podejmiesz decyzję o wystrzeleniu takiej kampanii, zastanów się, czy masz plan na dalszą komunikację z fanami. Świetnie jest przyciągnąć świeże lajki, ale co dalej? Bez regularnych, angażujących postów i przemyślanego kalendarza treści nie ma co liczyć na spektakularny sukces. Przyda się też klarowne określenie grupy docelowej – określ, gdzie są Twoi potencjalni klienci, w jakim są wieku, czym się interesują i co spędza im sen z powiek. Wtedy Twoja oferta ma szansę trafić do właściwych osób, które realnie rozważą zakup, a nie po prostu „dadzą lajka, bo ładne zdjęcie”.
W sieci znajdziesz mnóstwo narzędzi (Google Analytics, Meta Business Suite, NapoleonCat i inne), które pomogą ci zmierzyć efekty i ocenić, czy wydana kasa na reklamę naprawdę się opłaca. Jeśli się okaże, że Twój koszt pozyskania fana (Cost Per Like) zbliża się do kosmosu, może warto przeznaczyć budżet na inne działania.
Kampania na polubienia na Facebooku potrafi dać fajnego kopa, zwłaszcza gdy zależy Ci na wizerunku i zbudowaniu społeczności wokół marki. Jednak w przypadku, gdy Twoim priorytetem jest sprzedaż, często lepiej uderzyć w kampanie konwersyjne czy remarketingowe. Wtedy wiesz, za co tak naprawdę płacisz. Sam licznik lajków może ładnie wyglądać, ale bez wsparcia w postaci ciekawych treści, przemyślanej strategii i stałej opieki nad fanami pozostaje tylko pustą statystyką, która za miesiąc nikogo nie będzie obchodzić.
Facebook to mocne narzędzie i grzechem byłoby z niego nie korzystać, ale pamiętaj, że w digital marketingu najważniejsze jest myślenie długofalowe i spójna strategia. Jeśli kampania na polubienia wpisuje się w Twój plan, to rób to śmiało – byle rozważnie i z planem na after-party, bo przecież nieważne, kto polubi, tylko kto potem zostaje i kupuje. Jak mówi stare dobre przysłowie marketingowe (którego autor pewnie jest nieznany, ale brzmi fajnie): „Najlepsza kampania to taka, która buduje relacje, nie tylko statystyki.” Niech więc Twoje lajki będą kamieniem węgielnym solidnej społeczności, a nie pustym poklaskiem na chwilę. I tego Ci życzę!
Wypracowana metodyka pracy oparta na skalowalnym wzroście Twojego biznesu online.
Specjalista Google Ads. Specjalista Facebook Ads. Specjalista SEO.
Wspieram lokalnie: Obsługa Google Ads Kraków | Obsługa Google Ads Warszawa | Obsługa Google Ads Gdańsk | Obsługa Google Ads Łódź